piątek, 28 października 2016

Sesja terapeutyczna nr 22 - NOWA

"The book of love is long and boring
And written very long ago
It's full of flowers and heart-shaped boxes, 
And things we're all too young to know"

Rozstania i powroty.

I tak minął rok. Nie wiem nawet kiedy upłynął cały ten czas. Czy dalej jestem dziewczyną urodzoną w złym miejscu i czasie? Chyba trochę mniej niż ten rok temu. Trochę podróżowałam, poznałam nowych ludzi i myślę, że zrozumiałam więcej spraw.

Nie wiem tak naprawdę od czego zacząć. Mniej przejmuję się opinią ludzi - bo koniec końców naprawdę małą kto interesuję się naszym życiem. Okej, czasem przejmujemy gdy ktoś nas wyśmieję czy zaneguję nasz pomysł. Ale czy to ma właściwie znaczenie? Czuję, że brzmię obłąkanie i dużo łatwiej oczywiście mówić niż robić, ale życie chyba naprawdę jest tak proste.

Wszystko boli jak cholera i jesteśmy niepewni, coś nam nie wychodzi, chorujemy. Ale czy właściwie mamy na to jakikolwiek wpływ? Ciągle żyjemy z zegarem nad głową, który uświadamia nam że mamy datę ważności i nie możemy sobie tak po prostu być. Ale właściwie to możemy - zegar i tak tyka. I okej, każdy z nas wybiera sobie jakąś truciznę, która na swój sposób skraca nasz czas - czy to fajki, alkohol, gówniane jedzenie czy cokolwiek innego. Nie uchronimy się w 100 %, a czasem nawet Ci, którzy próbują do przesady są tymi, którzy potem chorują pierwsi. Taki "chichot losu". Bo kto z nas nie słyszał historii o wujku, który nigdy w życiu nie palił i nagle dostał raka płuc. I osiedlowym pijaczku, który przeżył go dwukrotnie. Nie ma zasady i nie ma sprawiedliwości moi drodzy. Dbajmy o siebie, bo po co przyspieszać to co nieuniknione - ale nie bądźmy naiwni, kiedy nawet to nie zadziała.

Wiecie o czym myślałam sobie dzisiaj wracając z pracy?O tym jak znaleźć w sobie siłę, żeby iść do przodu mimo, że się boimy. Po każdym moim powrocie do domu z podróży myślałam o tym jak dużo się we mnie zmieniło i zachowywałam się jak naćpana. Dosłownie. Wszystko było piękne, wszystko było proste a ja odkryłam rozwiązanie wszystkich problemów świata. Osiągnęłam pełen poziom akceptacja. No i dupa. Bo mija czas i ekscytacja opada, wraca rutyna i normalne życie. Tylko kurde, wiecie co? Gówno prawda, że musi być rutyna. Widziałam i poznałam ludzi, którzy mają w dupie rutynę i bezpieczne posadki i mają odwagę żyć inaczej. I to jest chyba najlepsza i jedyna skuteczna szkoła życia. Uciec jak najdalej o tego co znasz. I nie wjeżdżam tu na patriotyzm ani nic. Po prostu nigdy nie nauczysz się żyć, jeżeli przynajmniej na trochę nie uciekniesz od miejsca, które Cię ukształtowało.

I to prawda, za każdym razem będzie coraz ciężej wrócić. I to jest w porządku. Przez ten jeden rok, gdy byłam daleko od domu nauczyłam się więcej niż przez całe moje dotychczasowe życie. Nie jest w dalszym ciągu pięknie i kolorowo, bo takie jest życie. Ale gdy dzisiaj dopadł mnie jeden z moich kryzysów, które przez ostatnie lata był moim częstym towarzyszem, nie było już samo. Tak, mam małe problemy z motywacją i widzę u siebie powrót do starych nawyków ale wiecie co pomogło mi przełamać smutek? Wracając do domu zobaczyłam bliską mi osobę. Kompletnie zwyczajna sytuacja, która zdarzyła się w dokładnie taki sam sposób milion razy. A poczułam jakby ktoś podał mi rękę i wyciągnął mnie z dna głębokiej studni. I to chyba o to w tym chodzi. Błąkam się zawsze pomiędzy wszystkim tym co mogłabym zrobić, kim mogłabym być i z kim mogłabym się zaprzyjaźnić. A tak właściwie to osiągnąć spokój można dopiero gdy zrozumiesz, że nie będziesz mieć wszystkiego. Nie znaczy to, że nie jest dobrze próbować osiągnąć jak najwięcej - ale daj sobie też prawo wyboru. Nie dasz rady zadowolić wszystkich, skończyć wszystkich studiów i zdobyć każdej pracy. Więc zdecyduj. A jak nie będziesz szczęśliwy to zmień to. I szukaj dalej, aż znajdziesz coś co naprawdę Cię uszczęśliwi. Bo tylko to ma znaczenie. Być może nie uczynisz żadnej diametralnej zmiany w świecie i nie każdy będzie znał twoją twarz. Ale wiesz co? Dopóki ty będziesz budzić się codziennie i lubić swoje życie - bez względu na to czy pracujesz w sklepie, na poczcie czy jesteś profesorem fizyki kwantowej - jest dobrze.

A w twoim życiu? Jest dobrze?
Hm?

piątek, 23 października 2015

Sesja terapeutyczna nr 21

"I'm looking in on the good life
I might be doomed never to find
Without a trust, or flaming fields
Am I too dumb to refine?"

Przeszłość.

Zastanawiałam się ostatnio jak wielki wpływ ma na nas przeszłość. Z niej biorą się wszystkie nasze doświadczenia, wątpliwości i strach przed przyszłością. Często za długo trzymając się czegoś z przeszłości nie możemy ani iść do przodu ani nawet ruszyć się z miejsca.

Gdy myślę o tym jaki wpływ miały na mnie wydarzenia z przeszłości chyba nie jestem w stanie znaleźć tego jednego konkretnego wydarzenia, które sprawiło że mam problemy z akceptacją. Tego pierwszego razu, gdy jedzenie zaczęło być pocieszeniem a przestało zwykłą przyjemnością zapewniającą przeżycie. Kiedy mała dziewczynka zaczęła postrzegać swoje ciało jako wroga zamiast swoją świątynie? Pierwszego komplementu, w który nie byłam w stanie już uwierzyć.

Nie mamy pojęcia jak wielki wpływ jako dzieci mamy na swoich rówieśników i które słowa dezaprobaty mogą tłuc się potem przez resztę życia gdzieś z tyłu głowy. Ludzie twierdzą, że to nasze nastoletnie lata najbardziej kształtują charaktery i tworzą osobowości, ale myślę że zaczyna się dużo wcześniej. Gdy zaczynamy szkołę i poznajemy nowe osoby - jesteśmy tacy sami. Nie przychodzimy tam z założeniem, że będziemy popularni czy będziemy trzymać się na uboczu. Nie sądzę też, że dzieci mają w sobie zakorzenione dzielenie innych na wartych poznania lub nie. Czy mieliście kiedyś wrażenie, że jedna przypadkowo podjęta decyzja zaważyła na całym waszym późniejszym życiu? Nie byłam nigdy prześladowana ani w jakikolwiek sposób gnębiona przez cały okres mojej szkolnej edukacji, ale czy jeżeli np. nie odważyłabym się tego pierwszego dnia zagadać do dziewczyny, która potem stała się moją przyjaciółką - czy mogłoby się to skończyć właśnie tak? Czy jeżeli nie miałabym tej drugiej osoby z którą łatwiej było nawiązywać dalsze przyjaźnie - spędziłabym te lata inaczej? Wiem, że jest to bardzo płytkie i ogólnikowe podejście do tematu ale widziałam zbyt wiele sytuacji, gdy bez takiego "początku" dzieciaki naprawdę nie dawały rady się potem odnaleźć. Chciałabym powiedzieć, że byłam osobą która wyciągała do nich wtedy rękę. Nie zawsze jednak tak bywało.

Czy jest więc kwestia głupiego przypadku? Zwykła loteria między tym kto będzie miał dobre szkolne wspomnienia a tym, kto zdobędzie pierwsze doświadczenie do listy rzeczy z przeszłości, o których nie chcę pamiętać.

Wiele razy pisałam tu już o tym, jak bardzo mam czasem ochotę spakować się i zacząć wszystko od nowa w miejscu, w którym nikt nic o mnie nie wie. Gdzie mogłabym zacząć z czystą kartą. Tylko czy to jest w ogóle możliwe? Chcąc czy nie chcąc - to właśnie te głupie przypadki są tym co nas określa, a od siebie uciec nie możemy. Kilka razy kiedy zaczynałam w życiu coś nowego, czy to szkołę czy pracę, lubiłam "udoskonalać" swoją osobę. Miałam moc decydowania o rzeczach z przeszłości o których moi nowi znajomi mogą się dowiedzieć. Nie mieli pojęcia czy wcześniej byłam lubiana czy nie. Nie wiedzieli nic o moich związkach czy ich braku. Byłam tą właśnie czystą kartą. Ale wiecie co? Bez względu na to jak bardzo starałam się sama siebie wykreować na nowo - koniec końców po pewnym czasie popełniałam te same błędy. Powielałam te same zachowania. Nie zmieniałam się nawet odrobinę.

Nie jestem już tym dzieckiem. Nie wkurzam tak bardzo na niesprawiedliwości tego świata. Nie próbuje zmienić tego, czego zmienić nie mogę. A nie mogę zmienić mojej przeszłości. Wybaczyłam krzywdy, które kiedykolwiek mi zadano - umyślnie bądź nie. Rozpamiętując krzywdzę tylko samą siebie.
Wierzę, że przeszłość nie decyduje o moim obecnym losie i nie kształtuje mojej osobowości w takim stopniu, że nie mogę się już zmienić. Muszę w to wierzyć, inaczej nie mam szans się wyleczyć.

Najtrudniej jest zrozumieć, że to dzień dzisiejszy jutro będzie naszą przeszłością. I to dzisiaj ważą się losy osoby, którą stanę się jutro. Może nic się nie zmieni? A może wszystko mogłoby się zmienić.

A ty?
Czy umiesz wybaczyć sobie wczorajsze błędy?
Hm?

( Dopiero zdałam sobie sprawę, że moja mała przygoda z pisaniem trwa już 7 miesięcy. Dziękuję każdemu z Was osobno za towarzyszenie mi przez ten czas, bez względu na to czy zgadzacie się z moimi opiniami czy też nie. Jestem szczęśliwa jeżeli przez te miesiące trafiła się chociaż jedna osoba, której moje pisanie pomogło przetrwać kolejny dzień. )