poniedziałek, 29 czerwca 2015

Sesja terapeutyczna nr 13

"I don't care if it hurts,
I wanna have control.
I wanna perfect body,
I wanna perfect soul.
I want you to notice,
when I'm not around.
You're so very special,
I wish I was special. "

Upadek, porażka.
Bezradność. Jak nauczyć się chcieć?

Wróciłam. Nie wiem czy będę pisać dalej czy to tylko jednorazowa potrzeba, ale dziś muszę coś z siebie wyrzucić. Jak to zwykle bywa - po wspaniałym "Happy End" zaczyna się rzeczywistość.

Myślałam, że się zmienię. Po raz kolejny wiedziałam co robię źle i co muszę zrobić, aby wygrać.
I wiecie co zrobiłam?
Tak, wszystko poza tym co powinnam.

Jestem tylko człowiekiem, przyznaje się do błędu. I wracam do moich sesji.

Zaczynam dostrzegać w sobie cechy i zachowania, których nie umiem zdefiniować.
Nie cieszę się z tego co inni. Nie szukam tego co inni. Spędzam czas w ich towarzystwie, ale nie rozumiem ich pragnień i sposobu na życie.
Dlaczego niektórzy potrafią akceptować to co ich spotyka - nawet najgorsze trudności i kłody rzucane im pod nogi, a inni ( jak ja ) nie umieją znaleźć radości w niczym?

Zauważyłam ostatnio, że nie umiem cieszyć się z prostych spraw, które cieszą ludzi. Z dobrej kawy co rano. Miłego dnia w pracy. Rozmowy z przyjacielem. Jakkolwiek chciałabym cieszyć się z tych prostych spraw, które czynią nas tym, kim jesteśmy - nie potrafię. We wszystkim próbuje się doszukiwać czegoś większego i po pierwszym rozczarowaniu nie podejmuje dalszych prób. "Może jutro, jutro odnajdę ten sens."
Ale minęło już wiele lat. A ja dalej nie widzę tu nic więcej.
Tylko jak mam się pogodzić z tym, że tak będzie wyglądać życie? I nie pytam tu jako depresyjna dziewczyna z wybujałą wyobraźnią. Nie wiem jak zacząć tak żyć. Czerpać radość z tego co jest dzisiaj i przestać bać się konsekwencji każdego czynu.

Widzę, że przyjaciele/rodzina postrzegają moje zagubienie jako lenistwo i brak asertywności. Nie mogę się im dziwić. Tylko co ma zrobić ktoś, kto nie umie znaleźć sensu? W spacerze z psem, wstaniu rano z łóżka, zrobieniu obiadu. Ktoś kto spędza dzień za dniem w swojej strefie komfortu bo nie widzi żadnego wyjścia.
Jak się uwolnić? Kiedy zrozumiem, że tracę czas? I skąd to się wzięło? Czemu stałam się osobą, która nie umie cieszyć się z tego co ma - choć ma tak wiele.

Nie wiem jak mam uwierzyć w siebie i sens każdej zwyczajnej codziennej czynności. Myślałam, że to przyjdzie z wiekiem. I może niektórzy mają to szczęście. Ja obawiam się, że mój sens i motywacja przegapiły już swoją szansę. Pozostaje mi tylko nauczyć się dostosowania do ogólnie przyjętych szablonów i masek i obserwacja ludzi, którzy wymyślili jak pogodzić się z tym życiem. Może to jest prawda o której nikt nie mówi. Nikt z nas nie widzi tego sensu - nauczyliśmy się udawać, żeby przetrwać.

Jak długo jednak wytrzymam zanim oszaleje?
Czy powinniśmy się godzić z tym, czego nie możemy zmienić?
Czy może to siebie powinniśmy zmienić?
Tylko co z nas wtedy pozostanie?
Hm?