wtorek, 13 października 2015

Sesja terapeutyczna nr 20

"I don't want to judge
What's in your heart
But if you're not ready for love
How can you be ready for life?"


Decyzje.

Na którymś etapie naszego życia wszyscy zaczynają od nas wymagać podejmowania decyzji. Mniej lub bardziej rzutujących na nasze życie. Jeżeli nie są one zbyt ważne - sprawia nam to nawet przyjemność. Ktoś zaczyna traktować nas poważnie. Możemy o sobie decydować, wybieramy i "kierujemy" swoją codziennością. Jest łatwo i przyjemnie.

Niedługo później zaczynają się problemy. Nasze decyzję nie są już tak mało istotne i nagle jesteśmy zmuszeni do wybierania w krótkim czasie z kim chcemy żyć, jak chcemy żyć i przede wszystkim - KIM chcemy być?

Zazdroszczę tym, którzy wiedzą kim chcą zostać. Znają swoje talenty, mają jasno określoną drogę, która nawet jeżeli nie jest łatwa - prowadzi do celu.

Jestem na etapie, kiedy mam za sobą te decyzję. Wiem, wszystko można zmienić - ale o tym potem.
Poszłam jakąś drogą, zdefiniowałam siebie. Minęło parę lat i jedynym o czym potrafię ostatnio myśleć jest to, w którym momencie wybrałam źle. Musicie zrozumieć, że jedna pozornie mało ważna decyzja ma o wiele większe znaczenie niż myślimy.

Parę lat temu wybrałam kierunek na studiach, choć nie było to nigdy moje marzenie. Musiałam wybrać, więc wybrałam. Ludzie, których tam poznałam stali się moimi ludźmi. Mój czas rozdzieliłam pomiędzy nich, naukę, pracę. Zostałam zdefiniowana. I nagle parę dni temu dotarło do mnie, że popełniając ten jeden błąd i idąc na studia, które mnie nie interesowały "zapoczątkowałam" dorosłe życie kogoś, kto nie jest mną. Pełne ludzi, którzy nie są moimi ludźmi.

Chyba właśnie od tego momentu zaczęły się moje problemy z postrzeganiem samej siebie. Problemy z akceptacją, depresją, ciągły strach. Jak można oczekiwać od ludzi, żeby uwierzyli w kogoś kto sam w siebie nie wierzy? Jak mam się rozwijać się w górę, kiedy fundamenty są tak kruche?

Mam coraz większe problemy z własnym ciałem, zaburzenia odżywania i kompulsywne objadanie wymyka się spod kontroli. Codzienne próby walki jak na razie nie są zbyt udane. Zaczynam się trochę bać i  nie wiem czy poradzę sobie bez bardziej profesjonalnej pomocy. Jest to właśnie kolejna z sytuacji, kiedy brak solidnych podstaw w postaci radości z tego co robię w życiu czy chociażby odpowiednich osób dookoła mnie sprawia, że nie mam sił czegoś zmienić.

Czy jest możliwe w naszym kraju, z naszą mentalnością aby wstać któregoś dnia i zrezygnować ze wszystkich podjętych wcześniej decyzji? Nie zwracając uwagi na wiek wrócić na pierwszy rok studiów? Zostawić mnóstwo ludzi, którzy nie zrobili nam niczego złego i zamiast tego spędzać wolny czas z jedną czy dwoma osobami, które przynajmniej trochę rozumieją naszą sytuacje? Przyznać, że wybrało się źle?

Boję się podjęcia nowych decyzji, które mogą być znowu nietrafne. Boje się dalej żyć tak jak teraz. Boję się odrzucenia nowych ludzi, ale potrzebuję ich bo boję się, że na zawsze utknę z tymi, których towarzystwo nie do końca mi odpowiada. Boje się cofnąć i boję się iść do przodu. Niestety stałam się chyba typem osoby, której z całego serca nienawidzę. Jęczącą ofiarą losu.

Jak mogę się uratować?
Czy mogę się uratować?
Hm?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz