wtorek, 7 lipca 2015

Sesja terapeutyczna nr 15

"Take me down
To the Paradise City
Where the grass is green
And the girls are pretty
Oh, won't you please take me home"

Odwaga - codzienna walka.

Jako dzieciak zawsze wierzyłam, że jestem odważną osobą.
Nie wiem, może każdy tak ma. Macie wrażenie, że wiecie więcej niż inni. Rozumiecie więcej niż inni.
Gdyby nadarzyła się okazja - to wy dalibyście sobie ze wszystkim radę. Bylibyście bohaterami.

A potem przychodzi rzeczywistość i dostajemy kopa. Nie jesteśmy tak odważni.
Nie mamy silnej woli i dajemy sobą pomiatać każdej napotkanej osobie.
Jakże byłam zdziwiona, kiedy okazało się, że tego rodzaju odwaga o jaką się podejrzewałam nie przydaje się w prawdziwym życiu.
Nie żyjemy już w czasach wielkich czynów i przełomowych decyzji. Ciężko nam zmieniać świat, kiedy wydaję się, że odkryto już wszystko.
Co więc nam pozostaję? Społeczeństwo rozwija się już chyba tylko w coraz dziwniejsze strony - zamiast piąć się do góry.

Czy mamy pogodzić się więc z byciem zwyczajnym? Oczywiście, są dalej takie zawody i sposoby na życie dzięki którym mamy wpływ na ludzkie życie. Ale co z resztą? Co z tymi, którzy dzień po dniu żyją nie robiąc większej różnicy dla świata. Jak mamy stać się bohaterami z naszego dzieciństwa?

Zostaliśmy pozbawieni tej cząstki bohaterstwa jaką dawała walka o wolność. Świat wywalczył dla nas wolność słowa, wyznania, wyglądu. Dał nam tak wiele i jednocześnie czegoś pozbawił.

Codzienna walka - to chyba nasza forma odwagi. I choć brzmi prosto, to cholernie ciężka sprawa. Próbowałam ostatnio spędzić jeden dzień od początku do końca tak jak spędziłaby go dziewczyna, którą chciałabym być.
Wiecie o co mi chodzi - mniej narzekania / więcej energii, spacer, ćwiczenia, samodzielnie przygotowany obiad, długa rozmowa z przyjacielem. Zwyczajne codziennie głupoty, na które nie znajdujemy czasu przez lenistwo. Bo byłam w pracy. Bo nie mam czasu.
I wiecie co? Zdążyłam zrobić wszystko. Byłam trochę bardziej zmęczona i trochę mniej czasu spędziłam przeglądając jakieś głupoty w internecie - ale położyłam się spać szczęśliwa. A potem minęła noc i wróciła normalność.

Może więc to jest nasza walka, nasza forma bohaterstwa. Mimo tego, że nie musimy i bardzo nam się nie chce - wykorzystać każdy dzień w całości. Wyjść z psem w czasie, gdzie normalnie oglądalibyśmy telewizję pijąc drugie piwo. Porozciągać się oglądając kolejny odcinek serialu. Pomóc partnerowi w przygotowaniu kolacji czy sprzątaniu bez normalnej dawki wymówek.
I nie chodzi mi tu o jakieś głupoty internetowych guru, które udają że zjedzenie marchewki zamiast hamburgera może faktycznie może sprawić komuś przyjemność. Nie może.
Nie lubimy jak zabraniają nam jeść, leżeć, pić i oglądać seriali. Tyle tylko, że to wszystko jest łatwe.
A nie miało być łatwo. Gdzie wtedy znajdziemy miejsce na tę odwagę i walkę?

Możemy zaakceptować to, że nie zmienimy już świata.
Albo uczynić dumnym tego dzieciaka, który marzył o walce ze smokiem.
Niech wygra przynajmniej z rutyną.
Co wybierasz?
Hm?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz