wtorek, 14 lipca 2015

Sesja terapeutyczna nr 17

"Mirror, mirror on the wall
Who's the dumbest of them all
Insecurities keep growing
Wasted energies are flowing
Anger, pain and sadness beckon
Panic sets in a second
Be aware it's just your mind
And you can stop it anytime"

Paraliż.

Jedyne co ostatnio odczuwam to strach. Ciągły strach przed wszystkim w życiu.
Boję się spotykania z ludźmi i boję się samotności.
Boję się znalezienia pracy i jej braku, boje się każdej porażki i każdego sukcesu.

Od dawna żyje mając tą wspaniałą wizję przyszłości, która mnie czeka a tymczasem minęło wiele lat mojego życia a wszystko co mam to ten strach.
Każdego dnia próbuje z tym walczyć, ale jak pokonać coś co zwala Cię z kolan każdego ranka?
Co odbiera Ci siłę działania zanim nawet masz możliwość podjąć walkę?

Mam to nieustanne wrażenie, że wiem dokładnie co powinnam zrobić, żeby wreszcie ruszyć do przodu. Mam wszystkie potrzebne informacje i wspaniały plan, który wystarczy tylko wprowadzić w życie.
Tylko jak to zrobić, jeżeli zwyczajne wstanie z łóżka zaczyna być problemem?

Ciągle zadaję sobie to pytanie - dlaczego inni wydają się tego nie czuć? Tego przytłoczenia, frustracji, strachu. Idą przez życie nie przejmując się ani własnymi możliwościami ani oceną innych ludzi. Mają wiarę w słuszność swojego postępowania. Skąd ją biorą? Podobno im mniejszy iloraz inteligencji, tym łatwiej się żyje. Mniej potrafisz zrozumieć, więc mniej Cię zranić. Głupota jest więc błogosławieństwem.

Pisałam niedawno o sile, bohaterstwie - o codziennej walce. Czuję jakbym przegrywała tę walkę i nie wiem kogo obwiniać. Czy silny charakter nabywamy przez urodzenie? A może musimy go wyrobić? Jaka jest odpowiedź na tak paraliżujący strach?

Zaczyna mnie przerażać nawet myślenie o tym strachu. Nie wiem czego się złapać i jaki punkt wybrać sobie za "kotwicę" powrotu do normalności. Nie wiem z czego zbudować fundamenty. A muszę to zrobić zanim nie zostanie we mnie już nic poza przerażeniem.
Naprawdę lubiłam zawsze myśleć o sobie jako o kimś kto dostrzega więcej niż inni ludzie. Teraz zaczynam się zastanawiać czy będzie to mój życiowy dar czy przekleństwo.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jestem swoją jedyną szansą. Popieram terapię, psychologów i szukanie pomocy u innych. Ale to nie jest to. Ja muszę żyć ze sobą i ja muszę sama siebie tego nauczyć. A dopóki mi się to nie uda - nie mogę wymagać od innych zrozumienia. Są dobrzy ludzie, są źli ludzie. Tacy, którzy chcieliby pomóc i tacy, którzy ciągnęli by Cię na dno. Jedynym sposobem na odróżnienie ich jest akceptacja siebie na tyle, żeby nie ulegać ich wpływom. Podobno to moment w którym przestajesz się bać, jest tym gdy zaczynasz prawdziwe życie. Chyba nie mogę się z tym zgodzić. Wątpię w to czy jest choć jedna osoba na świecie, która nie ma boi się niczego. Cała filozofia tkwi w tym, żeby kontrolować swój strach na tyle żeby stał się czynnikiem motywującym - a nie wstrzymującym Cię w miejscu.

Widzicie? Wiem to wszystko. A mimo to nie mogę oddychać na myśl o odpowiedzialności i podjęciu działania, które może skończyć się porażką. Jedyne co pozwala mi w końcu podnieść się z łóżka każdego dnia to myśl o tym, że ten paraliż i duszności nie mogą mnie skrzywdzić. Przynajmniej nie fizycznie. Muszę wierzyć w to, że z każdym krokiem do przodu łapie coraz więcej powietrza. Winston Churchill powiedział kiedyś : "If you're going through hell, keep going."

Jakiekolwiek piekło mnie nie czeka - wybieram dalszą drogę.
A ty?
Hm?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz