czwartek, 16 kwietnia 2015

Sesja terapeutyczna nr 3

"Born down in a dead man's town
The first kick I took was when I hit the ground"

Patriotyzm.

Czym do cholery jest patriotyzm?
Nie raz spotkałam się już z ogromną krytyką na samo napomknięcie tego, że nie widzę swojej przyszłości w Polsce.
Rozumiem przywiązanie do ojczyzny, swojego domu, rodziny. Kultywowanie pewnych tradycji, które twój kraj uznaje.
Nie zrozumcie mnie źle - wiem, że zawsze chętnie tu wrócę.

Na chwilę obecną jednak - brak pracy, mentalność Polaków i ogólne podejście do życia, smutek, zazdrość, zawiść i wieczne niezadowolenie nie jest tym co mi odpowiada. I nie mówię tego, aby kogoś obrazić. Ba, reprezentuje sobą każdą z tych cech.

Tylko czemu emigracja wciąż postrzegana jest jako "zdrada narodu". Czy to takie dziwne, że chciałabym domek bez płotu gdzieś w Georgii? Małą kawalerkę w którymś z bardziej zatłoczonych miast USA? Chciałabym spędzać niedzielę na spacerach po Central Parku lub urządzać "barbecue" na małym podwórku w Londynie.

Ale przede wszystkim chciałabym, żeby ludzie uśmiechali się do mnie na ulicy. I nie martwić się o to, czy zamknęłam samochód lub czy torebka pozostawiona na minutę bez nadzoru przepadnie bez wieści. Wiem, że nie wszędzie jest tak bezpiecznie i wszystko zależy od ludzi, ale słyszałam już dziesiątki historii o tym jak różnie jest w tej kwestii w innych krajach.


Nie wiem czy znacie ten problem, ale boli mnie też kwestia motywacji drugiego człowieka w np. właśnie USA.
Sporo czytałam na ten temat i dopiero do mnie dociera jak bardzo ma to wpływ na życie człowieka. W Stanach ludzie uczeni są, że mogą wszystko. Są warci dokładnie tyle, ile uważają że są warci. Wierzą w siebie, nie zastanawiają się nad tym czy się ośmieszą, czy jest ktoś lepszy. Oczywiście, że jest. Ale to nie sprawia, że ty jesteś gorszy.


Ja natomiast od dziecka trwałam w przekonaniu, że nie mam specjalnych talentów.  Próbowałam kilka razy swoich sił w tym, w czym kiedyś nie wyszło rodzicom. Często tak jest, nie szkodzi - chcieli dobrze. Ale teraz nie mam już lat 10 czy 18 i nie przekonam do siebie pracodawcy czy wykładowcy, jeżeli kryje się gdzieś w kącie i sama w siebie nie wierzę. 
Bardzo łatwo się o tym piszę, ale ciężko coś z tym zrobić. Nie macie pojęcia ile rozmów kwalifikacyjnych odwołałam już z myślą - "Co ty robisz? Będzie tam mnóstwo ludzi i ty myślisz, że wybiorą Ciebie?"
Następnego dnia dociera do mnie jak żałosne jest moje zachowanie, ale odzywa się tu właśnie nasze, polskie podejście. Nie nadaję się, będą lepsi, tylko się ośmieszę.


Rozmawiałam kiedyś z kolegą z innego kraju, który spytał mnie - czemu tak u Was jest? Jesteście znakomici w tak wielu kategoriach, w wielu krajach ludzie uważają Was za prawdziwych fachowców! A największymi krytykami jesteście wy sami.
Mieliście tak kiedyś? Znacie angielski na zupełnie dobrym poziomie, łapiecie się na tym, że sami do siebie mówicie czasem po angielsku a jak przyjdzie to porozmawiania z kimś? "HI, MY NAME IS POTATO"
Smutne i obawiam się, że nie do przejścia mieszkając w naszym kraju.

Naszym pięknym, ciekawym kraju - który wcale nie mając takiej intencji niszczy wiele talentów i wielu pięknych ludzi, którzy nigdy nie uwierzą w swoje piękno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz