środa, 22 kwietnia 2015

Sesja terapeutyczna nr 7

" I heard a little girl
And what she said
Was something beautiful
To give your love
No matter what
Is what she said "

Przyjaźń.
Przyjaciele - ludzie, którzy wspierają Cię i starają się nigdy świadomie nie zranić. Ale bywa różnie.

Przez wiele lat miałam lekką obsesję na punkcie tego, żeby nigdy nie stracić przyjaciół. Gdy jedna grupka się rozpadała - zaprzyjaźniałam się z drugą. Strach przed samotnością, najprostsza ludzka obawa. Widywałam na korytarzach tych ludzi, którzy nie potrafili złapać kontaktu. Niby to tylko szkoła, to tylko studia - nie są całym moim życiem. Nie jest to prawda, potrzebujemy przynajmniej jednej osoby w każdej "dziedzinie" naszego życia, z którą możemy zachowywać się naturalnie.

Poruszę dzisiaj tę kwestię, choć nigdy tak naprawdę nie poznałam tego problemu. Przyjaźnie się rozpadały, ludzie wyjeżdżali - ale zawsze jednak ktoś był. Nigdy nie byłam prawdziwie sama.
Dlaczego są ludzie, którzy nie umieją złapać kontaktu? Czemu druga osoba wydaje nam się lepsza, czemu przypisujemy jej siłę do zniszczenia naszej wiary w siebie?

Boimy się odrzucenia. Boimy się, że ktoś uzna nas za niewartych uwagi. W każdym z nas jest gdzieś to uczucie, że nie zasługujemy na przyjaźń. Drugi człowiek, który polegałby na naszej opinii. W tłumie ludzi szukałby naszej twarzy. Pytał o nasze plany na weekend. Odpowiedzialność. To bardzo proste, kiedy znasz kogoś od lat. Ale zaczynając studia na nowej uczelni, szukając nowej pracy - doskonale wiesz, że każdy będzie Cię oceniał. Bo ty robisz dokładnie to samo.

Problem pojawia się wtedy, kiedy ze strachu przed ocenianiem usuwasz się z życia społecznego. Mniej lub bardziej. Wiele razy znajdywałam się w sytuacji, kiedy ktoś poruszał kwestię, która była dla mnie niezręczna. Ludzie stają się bardziej swobodni, gdy znają Cię dłużej i potrafią czasem zranić bardziej niż ktokolwiek obcy. Nie macie pojęcia ile razy w takich sytuacjach chciałam uciec, wycofać się. Łatwiej, prawda? Ale to chyba część życia, do której musimy się przyzwyczaić i dostosować. Wyjść ze strefy komfortu. Każdego dnia uczę się znaczenia tego zdania.

Od lat próbuje wyciągać rękę do ludzi, po których widać jak bardzo pragną kontaktu i nie umieją go złapać. Nie zawsze da się ich wyciągnąć z tej bańki nieśmiałości, którą przez lata utworzyli wokół siebie. Ale warto, naprawdę warto próbować. Czasem to Ci ludzie - nie Ci, którzy próbują zaprzyjaźnić się z każdą poznaną osobą - mają za sobą historię, które warto poznać.

Mój problem z przyjaźnią polega na tym, że po pewnym czasie zaczynam znowu myśleć za dużo. Na początku jak każdy staram się pokazać z jak najlepszej strony. Mam trochę inne poglądy na życie, trochę cyniczne i gorzkie. Nie umiem zaprzyjaźnić się z każdym. Lubię jednak poznawać, widzieć jak zaczynają akceptować moje towarzystwo a potem stopniowo go szukać. A potem często udaję mi się to spieprzyć.

W którymś momencie ludzie tacy jak ja zaczynają zastanawiać się czy to na pewno to? Czy Ci ludzie są tymi, których wybrałabym sobie na przyjaciół? Czy jeżeli dzisiaj nie mieliśmy o czym rozmawiać - warto to ciągnąć? A może to ja na nich nie zasługuje?
I przestajesz odbierać telefony. Zaczynasz spędzać czas w domu, oglądając kolejny film. Masz świadomość tak jak głupie jest twoje zachowanie, ale taka już jesteś. Wiecie co czasem robię? Kiedy prowadzę z kimś fajną rozmowę - przez telefon, twarzą w twarz - po pewnym czasie wymyślam jakąś wymówkę, byle zakończyć to zanim coś pójdzie nie tak. Dążę do sztucznego ideału zamiast zwyczajnej, czasem nudnej prawdy.

Zastanawiam się też czasem, kiedy nasz limit prawdziwych przyjaciół się wyczerpuje. Zauważyłam to na studiach, poznaje nowych ludzi i myślę sobie - "jesteś na pewno bardzo miłą osobą, ale mam już swoich ludzi". Nie dajesz nawet szansy, wydaje Ci się, że masz już te kilka osób i nie jest możliwe, żeby można było mieć więcej. Odzywa się tu też lenistwo i strach. Po co mam przez to przechodzić? Opowiadać komuś na nowo moją historię, próbować zyskać akceptację. Mam już przyjaciół, oni mi wystarczą.

Czy aby na pewno?
Czy nie tkwisz przypadkiem w swojej własnej strefie komfortu?
Czy zamierzasz zostać w niej przez całe życie?
A jeżeli nie, to jak właściwie z niej uciec?
Hm?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz