piątek, 24 kwietnia 2015

Sesja terapeutyczna nr 8

"Where do you go with your broken heart in tow
What do you do with the left over you
And how do you know, when to let go
Where does the good go, where does the good go"

Ucieczka.
Kto z nas w chwili, gdy coś idzie nie tak - nie myśli o tym, żeby uciec?
To proste, łatwe rozwiązanie. Wrócę do domu. Wyjadę z miasta. Położę się spać i nie będę myśleć o problemach.

Mogę nazwać się w tej kwestii prawie ekspertem. Za każdym razem, gdy staję w sytuacji której nie mogłam przewidzieć - moją pierwszą myślą jest ucieczka. Strach potrafi paraliżować i zaciera nasz osąd. Dopiero po pewnych czasie, gdy przypominam sobie sytuacje w których wolałam się wycofać niż działać, dociera do mnie jak głupio człowiek potrafi postępować.

Wspominałam wcześniej o fantastycznych okazjach, ofertach pracy czy zmarnowanych wieczorach. Rezygnujemy z rozmowy kwalifikacyjnej ze strachu przed konkurencją. Zostajemy w domu w piątkowy wieczór, żeby nie musieć poznawać nowych znajomych z pracy najlepszej przyjaciółki.
Bo mnie nie polubią.
Bo nie mam się w co ubrać.
Bo się boje i w siebie nie wierzę.

Przeczytałam kiedyś wypowiedź starszej kobiety, która mówiła że żadna dobra historia nie zaczyna się od słów " kiedy poszedłem do domu..."
Coś w tym jest. Wybierając łatwe rozwiązanie możemy przegapić własne życie. Oglądamy filmy i czytamy książki w których bohaterowie mają idealne życia. Chcemy być jak oni, żyć jak oni. Kończymy czytać lub oglądać pełni dobrej energii i planów. Po to tylko, żeby przy najbliższej okazji zmarnować kolejną szansę na nowe przeżycie, nowe doświadczenie.

Tak jak ja. Od lat nie robię nic oprócz myślenia o wyjeździe. Siedzę i analizuje co będzie kiedy już uda mi się spełnić to marzenie. I samo w sobie marzenie nie jest niczym złym. Błędem jest rezygnacja ze wszystkiego co możesz mieć w obecnym życiu, obecnym mieście. Powoli dociera do mnie, że może nigdy nie będę tak chuda jakbym chciała. Nigdy nie będę aktorką i nie pójdę na medycynę. Prawdopodobnie nie będę bardzo bogata a mój mąż nie będzie wyglądał jak Johnny Depp.

Może się okazać, że cały czas będę czekać na to idealne życie i przegapię każdą szansę podtykaną mi przez los. Ciągle zastanawiając się czy mogłabym żyć inaczej, być kimś innym. Tylko czy warto?
Czy naprawdę powinnam uważać się za tak nadzwyczajną, że mogę mieć więcej niż inni?

I co odróżnia zwyczajne, nudne życie od wielkiej niezapomnianej przygody?
Każdy z nas gdziekolwiek by nie był i jakkolwiek by nie żył - stara się z całych sił i dąży do szczęścia. Ale niektórym z nas to nie wystarcza. Chcemy więcej, nawet jeżeli może skończyć się to tylko wiecznymi ucieczkami i brakiem swojego miejsca na świecie.

W którym momencie zrozumiemy, że to co jest teraz dookoła - to wszystko co mamy. Dzień dzisiejszy jest wszystkim, co mamy. I nikt nie da nam pewności, że będzie coś więcej.

"I didn't know what I wanted. Yes, I did.
I wanted someplace to hide out, someplace where one didn't have to do anything.
The thought of being something didn't only appall me, it sickened me.
The thought of being a lawyer or a councilman or an engineer, anything like that, seemed impossible to me. To get married, to have children, to get trapped in the family structure.
To go someplace to work every day and to return. It was impossible.
To do things, simple things, to be part of family picnics, Christmas, the 4th of July, Labor Day, Mother's Day . . . was a man born just to endure those things and then die?"


Może Charles Bukowski zmarnował swoje życie, może nie - ale myślę że wiedział jak to jest, gdy ciągle uciekasz.

Tylko jak przestać?
Jak pogodzić się z tym, że może nie będzie nic więcej?
Czy lepiej nie godzić się i walczyć dopóki możemy?
Hm?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz