poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Sesja terapeutyczna nr 6

"Look around this dirty town
Drink it up till we fall down
Don't want to live forever this way
But it's gonna have to do for today"


Zaburzenia odżywiania, papierosy, alkohol.
Nałogi.

Kto z nas ich nie ma? Kto z nas nie ma czegoś, w co wpadł zbyt mocno?
Jedzenie, którym nagradzamy się za sukcesy i pocieszamy po porażkach.
Alkohol, którym opijamy weekend i zapijamy rozstanie.
Papierosy, które początkowo miały sprawić, że będziemy "fajni i dorośli" a stały się jedynym możliwym sposobem na spędzenie czasu w wolnej chwili.

Nie chcę mówić o innych nałogach, bo nie jestem w nich znawcą i nie mnie się o tym wypowiadać.
Zastanawiałam się jednak dzisiaj kiedy ja stałam się więźniem tych trzech nałogów. Kiedy przestałam wyobrażać sobie weekend, w którym nie idę na piwo? Kiedy przestałam zwyczajnie czekać na autobus a zaczęłam przeliczać czas do jego przyjazdu na wypalone papierosy.
Kiedy zaczęłam postrzegać jedzenie jako czynnik warunkujący mój nastrój?

Nie wiem tylko, kiedy można zdiagnozować to jako problem. Nadwaga? Nah, to zbyt proste. Trochę poćwiczysz, będziesz przez miesiąc jeść mniej i wszystko wraca do normy. Problem pojawia się kiedy każdego dnia budzisz się ze strachem, bo nie wiesz czy masz kontrolę. Kiedy sama sobie przestajesz ufać. Podczas, gdy inni ludzie nie poświęcają temu tak wielkiej wagi - każdy twój posiłek, każda rzecz z twojego jadłospisu powoduje emocje. Cieszysz się, bo zjadłaś mało. Jesteś smutna, bo znowu złamałaś dietę. Czynnik warunkujący nastrój. Masz problem.

Wiecie, co mówiłam sobie zawsze patrząc na ludzi z nadwagą? Jak mogli nie zacząć działać wcześniej? Jak mogli doprowadzić się do takiego stanu? Wiem jak.
Ze wstydu, rozgoryczenia, braku zrozumienia. I mówię to jako osoba, która nie ma szczególnych widocznych problemów. Jako osoba, która jednak w kwestii psychicznego uzależnienia jest już ekspertem.

Najgorsze co mi się przytrafiło w tej kwestii to brak akceptacji ze strony rodziców. Niby głupia sprawa, jestem dorosła - mogę się nimi nie przejmować. Ale nigdy, w najgorszych żywieniowych problemach nie usłyszałam złego słowa od kogoś znajomego. Żadnych pytań czemu ostatnio przytyłam, czemu tydzień później znowu nic nie jem. Chyba dlatego, że nie widzieli problemu. I to dobrze, bo uważam że jest to coś z czym możesz pomóc sobie tylko sama ( lub z lekarzem ! ). Jedynymi osobami, których brak akceptacji czuję w tej właśnie chwili są rodzice. I to boli, wiesz że nie powinno - ale boli jak cholera.

Przychodzi Ci do głowy to proste pytanie - jeżeli nie akceptują mnie ludzie, z którymi spędziłam większość życia i którzy znają mnie w taki najprostszy, codzienny sposób - dlaczego więc ktoś inny powinien?

Niedobrze znaleźć się w takim miejscu. Kiedy twoje poczucie własnej wartości ledwo zipie a w miejscu, które miało dać spokój - odnajdujesz tylko coraz większy wstyd.
Alkohol nie powinien decydować o tym, czy jestem zabawna czy siedzę w kącie. Nie powinien zmieniać mojej osobowości.
Papierosy, które nie powinny wyznaczać mi przerwy w ciągu dnia. Być powodem, przez który poznałam tak wiele osób,
Jedzenie, które nie powinno mieć mocy niszczenia życia tak bardzo. Nie do tego było przeznaczone.

Alkohol, jedzenie, papierosy, nałogi = ja

Czy z tego się składam?
Które części naszej osobowości definiują to kim jesteśmy?
A jeżeli właśnie te -  kim jestem?
I czy mam powody do dumy?
Hm?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz